niedziela, 26 sierpnia 2012

Pierwszy dzień

Wreszcie nadszedł wyczekiwany moment. Dwa dni po zakupie (przez serwis internetowy bez dokonania transakcji ) zebraliśmy się cala rodzina i pojechaliśmy do miejscowości pod Warszawa.
Przez małe korki po drodze lekko się spóźniliśmy. Nie czułem się z tym dobrze bo nie lubię się spóźniać. Wjeżdżając na posesje sprzedającego zobaczyłem moje cudeńko i pana który opierał się o maskę samochodu jak w jakimś filmie.Wysiedliśmy wszyscy z samochodu przywitaliśmy się i zacząłem oglądać żółte Renault R4 z 1972 roku. Byłem pod ekscytowany, ale też troszeczkę przerażony co duch czasu zrobił z samochodem. Był dość mocno skorodowany i zaniedbany zdjęcia tego aż tak nie odzwierciedlały, no ale wylicytowałem wiec z honorem zdecydowałem się dobić transakcji.  Lecz podczas głębszych oględzin pojawił się problem z uruchomieniem silnika co uniemożliwiało jego samodzielna podróż pod mój dom. Po przeczyszczeniu gaźnika i podłączeniu się kablami do innego samochodu ( biały dostawczak widoczny na zdjęciu ) udało się go uruchomić lecz niestety gaźnik był rozregulowany i samochód dławił się przy zbyt dużych obrotach i gasł przy zbyt małych.Końcem końców postanowiliśmy zabrać samochód na hol.

 Podróż powrotna dłużyła się z powodu prędkości maksymalnej jaka jechaliśmy czyli 40 km/h ( takie przepisy i rozsądek ). Sam bał bym się jechać szybciej, ponieważ hol był przyczepiony do zderzaka i nie wydawało mi się to dobrym rozwiązaniem (przy ruszaniu  z pod świateł bardzo się wyginał ).

Wreszcie dojechaliśmy do domu i mój samochód zajął swoje miejsce na podjeździe.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz